Zazwyczaj nie tracę czasu na opisywanie książek, które mi się nie podobały, ale po podbiciu mojego serca przez “Zanim się pojawiłeś” koniecznie musiałam sięgnąć po “Kiedy odszedłeś”. Cyklu książek Jojo Moyes chyba nikomu nie muszę przedstawiać, więc przejdę do konkretów.
Powiem szczerze: po pierwsze byłam zaskoczona, że w ogóle taka historia ma ciąg dalszy. Uważam, że pierwsza część dawała do myślenie, sprawiała, że nie chciało się przerywać czytania, wzruszała, bawiła, podniecała i sprawiała, że człowiek do końca – wraz z Lou – walczył o życie Willa. Jej zakończenie dawało czytelnikowi to czego pragnie, czyli mały promyk nadziei po bardzo smutnym zakończeniu. Nie można jednak tego powiedzieć o jej kontynuacji..
Ciepłe kluchy!
Pierwsza część pozostawiła cichą nadzieję na to, że Lou odnalazła się w Paryżu, rozpoczęła ciekawe życie, uwolniła się od swoich demonów. Że Will zmienił jej życie. Jednak, w drugiej części, okazuje się, że to kompletnie nie tak! Lou dalej jest leniwą kluchą, która niewiele wyniosła ze swojej obecności w domu Traynor`ów. Mieszka w kupionym za pieniądze Willa mieszkaniu, pracuje znów w barze – tyle, że teraz na lotnisku i znów nie wie, co chce ze sobą zrobić. Tysiące wymówek – zero motywacji. O ile po części rozumiem wątek jej żałoby i poczucia straty, o tyle kompletnie nie rozumiem jej toku myślenia. Kojarzy mi się z nieudacznicą życiową, którą ktoś musi prowadzić za rękę w wieku 28 lat.
Lou wszystkie decyzje podejmuje przez nacisk – rodziców, siostry, grupy wsparcia lub córki Willa (tak, tak to akurat był jedyny dobry i zaskakujący wątek w książce:P ) . Mam wrażenie, że jest to typ bohaterki, którą trzeba prowadzić za rękę. I niestety – takich typów nie trawię.
Nie taka zła..
Nie powiem, że książka sama w sobie była źle napisana – były momenty zabawne i refleksyjne – jednak po tym co w ostatnim roku przeszła Lou, sądziłam że stać ją na więcej. Czytając “Kiedy odszedłeś” miałam wrażenie, że czytam właściwie powtórkę z rozrywki. Biedna dziewczyna, zagubiona w swojej nieporadności i tysiąc cudownych ludzi (jak np. jej rodzice, których szczerze uwielbiam i którzy szczerze mnie rozbawili), którzy wciąż stawiają ją za warkoczyk do pionu.
Nie ważne jak mówią, byle by mówili…
Zastanawiam się, czy fenomen “Kiedy odszedłeś” nie polega czasami na tym, że tak bardzo ta książka wkurza, że aż chce się o niej gadać. Więc może…właśnie taki był zamysł autorki. Może w jakiś sposób ta książka ma pokazać, że życie nie zawsze bywa takie proste. I może ta nieporadność głównej autorki jest bardzo przemyślana. Może..tak czy siak, uważam ją za książkę, którą można przeczytać i zapomnieć. Przykro mi pan Moyes, tym razem nie dam lajka.
No cóż, dzieł Jojo nie mam zamiarem tknąć nawet kijem. Ta wszechobecna reklama skutecznie mi je obrzydziła. Naprawdę. A druga część to porażka, największy spoiler ever. Autorka chyba o tym nie pomyślała ;/ Dobrze, że chociaż tutaj widzę też trochę wad, a nie tylko ochy i achy 😀
Powiem Ci, że ma kilka fajnych książek ale co do reklamy to masz racje. Wszystko co popularne szybko się nudzi. Jakbyś jednak zmieniła zdanie polecam “Srebrną Zatokę”. 🙂 A za 2 część nie ma się co brać bo na prawdę jest bardzo średnia.
Hej! Czytałam obie te książki i obie mnie mocno zachwyciły, wiadomo tylko że pierwsza część bardziej;) Co do drugiej to mam zupełnie inne zdanie niż Ty, gdyż ja tak samo jak Lou nie potrafiłabym przez bardzo dlugi czas dojśc do siebie po smierci Willa, ja jego śmierc tak przeżylam jakbym naprawde go znała haha, moze to wszystko zalezy od wrazliwości.
Pozdrawiam kochana!!!
Aha i ostatnio oglądałam film, na który tak dlugo czekalam aż wyjdzie na dvd bo do kina sie spoznilam i znowu mnie ogromnie wzruszył. Moge oglądać go bez konca:D
🙂
(recenzentka-ksiazek.blogspot.com)
Wiesz co, ta książka miała w sobie coś i też beczałam po śmierci Willa, natomiast druga część była po prostu dla mnie lekko mdła. Brakowało mi prawdziwej zmiany na końcu 🙂 Jakiegoś Wow! Natomiast może masz racje – w życiu nie zawsze pojawia się to wow po śmierci bliskiej osoby,