Niedawno wspominałam, że jedną ze świątecznych książek, jakie znalazłam w tym roku pod choinką była “Dziewczyna z pociągu” Pauli Hawkins.
Muszę powiedzieć wprost…od tej książki ciężko się oderwać!
Większość książek z gatunku thriller, jakie ostatnio czytałam, była utrzymana w bardzo poprawnej konwersji. Zbrodnia, zagadka, główny bohater, który jest policjantem lub detektywem, kilka zwrotów akcji i bach. Zagadka rozwiązana!
Tutaj mamy do czynienia z całkiem nietypowym biegiem wydarzeń. Tak naprawdę, przez dobrych kilkanaście stron książki, ciężko wyczuć w czym tak naprawdę jest problem. W poturbowanej przez życie, lubiącej się napić podróżniczce Rachel, czy może tajemniczej Megan, o której pojawia się kilka wzmianek.
Dopiero w połowie książki, wszystkie wątki zaczynają mieć jedno źródło, mieszają się ze sobą i tworzą spójną całość.
Ja co wieczór odkrywałam kolejny element układanki, który sprawiał, że książka robiła się coraz bardziej ciekawa. Zarówno Rachel jak i Megan, to niezwykle złożone postacie, które czasami irytowały do granic możliwości, sprawiały, że miałam ochotę krzyknąć “Co Ty robisz?” i rzucić książką o ścianę.
Słaba, lekko naiwna Rachel, oraz wyrachowana i znudzona Megan, sprawiały wrażenie przeciwieństw, które łączyły trudne wspomnienia z przeszłości.
Świat mężczyzn był zepchnięty lekko na drugi tor, przedstawiając ich jako agresywnych i żądnych przygód z kobietami. Co ciekawe, ten zabieg sprawił, iż bardzo zaskakujące okazało się, że to właśnie mężczyzna był kluczem do całej historii.
Kiedy przeczytałam ostatnią stronę, jeszcze długo składałam elementy układanki i zastanawiałam się, ile takich przypadków istnieje naprawdę?
Moim zdaniem, książka miesza w sobie doskonałą intrygę oraz niezwykle prawdziwą rzeczywistość, bez upiększeń i dodatków. Warto zajrzeć do niej, by przeżyć razem z Dziewczyną z pociągu chwile grozy, a następnie całkowite katharsis.